Czas na budowie.
Nigdy nie jest to czas stracony, zawsze coś się dzieje, zawsze jest decyzja do podjęcia. Codzienność na placu budowy tak naprawdę zależy od zakresu naszych obowiązków. Miniony tydzień był ciężki, ale nie jedyny. Dwa tygodnie temu zaczął się bum i trwa nadal.
Odbyłem dzisiaj rozmowę z przedstawicielem firmy, która jak twierdzi ów mężczyzna, dopiero wchodzi na rynek polski. Porozmawialiśmy dwoe minuty i wróciłem do swojego zajęcia które akurat miałem na dzisiaj przygotowane. Jestem architektem, ale próżno oczekiwać bym na budowie zjawił się w garniturze czy innym reprezentacyjnym stroju. Dzisiaj na pewno nie przypominałem raczej architekta a murarza. Umorusany zaprawą, biały od gazobetonu. Wymieniłem się wizytówkami, jednak Pan średnio na nią spojrzał jak mniemam.
Miniony tydzień to oprócz szkoleń, dużo pracy w terenie, budowa, jedna i następna, a tu w perspektywie kolejna. Jednak nie wszędzie jestem architektem, gdzieniegdzie jestem „opiekunem”, bratnią duszą, która wspiera inwestora.
Ostatnio udało nam się zamówić materiały do stanu zamkniętego na jedną z budów. Nie wiem kto był bardziej zadowolony: inwestor czy ja? Tego się jednak nie dowiemy.
Żyjąca istota
Budowa to takie małe dziecko. Od poczęcia czyli projektu trzeba o nią dbać i zabiegać. Z jednej strony można wszystko zlecić firmie budującej dom, z drugiej zaś strony jeśli angażujemy się na etapie budowy, to przywiązujemy się do miejsca. Widzimy jak powstają fundamenty i jak znikają pod glebą. Widzimy rosnące ściany i zalewany beton. Stal znika nam pod szarą mazią, która twardnieje i daje nam na sam koniec schronienie.
Dom budujemy po coś i dla kogoś. A najlepiej jeszcze z kimś. A teraz jest juz sobota, dwa sni na odpoczynek i ppsładowanie akumukatorów.